Eugeniusz Kameduła

Roman Wojtkowiak

Wspomnienie o Eugeniuszu Kamedule

 

            W dniu 6 grudnia 2016 roku zmarł Eugeniusz Kameduła, nasz kolega z jaskiń. Jak pisze „ciotka Wikipedia”: Eugeniusz Kameduła – polski pedagog, doktor habilitowany nauk humanistycznych, profesor nadzwyczajny Wydziału Studiów Edukacyjnych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

            I jeszcze dalej: „W 1962 został zatrudniony w Katedrze Pedagogiki UAM. W 1989 na podstawie dorobku naukowego oraz rozprawy pt. Środki dydaktyczne w strukturalizacji wiedzy uczniów uzyskał stopień doktora habilitowanego nauk humanistycznych. Został profesorem nadzwyczajnym Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM. Był także nauczycielem akademickim Wyższej Szkoły Bezpieczeństwa w Poznaniu, Wyższej Szkoły Nauk Humanistycznych i Dziennikarstwa w Poznaniu i Collegium da Vinci w Poznaniu. Świadczyło to o jego kwalifikacjach dydaktycznych i specjalnościowych, które konieczne były w edukacji studentów pedagogiki. Dydaktyka, którą reprezentował, stanowi bowiem podstawowy przedmiot akademickiej edukacji na tym kierunku studiów.”

           

Uczestnicy wyprawy „DURMITOR 67” siedzą od lewej: Mirosława Błachowiak, „Marcin” Jerzy Marcinkowski, Hanka Kurek. Stoją: Bolesław Karpina, Alfred Rősler, Józef Grodecki, Zenon Sawicki, Roman Wojtkowiak, Eugeniusz Kameduła, Kazimierz Dobrucki. (fot. Jurek Jędrysik)

W Internecie można również spotkać cały szereg wspomnień kolegów naukowców, jak np. profesora Bogusława Śliwerskiego, również pedagoga: „Nie miałem okazji do współpracy z nim, ale ze względu na jego szeroką aktywność dydaktyczną w szkolnictwie wyższym miałem możliwość wspólnej rozmowy czy udziału w dyskusji w czasie licznych konferencji naukowych, które organizował macierzysty dla niego wydział.  Był osobą niezwykle skromną, a oddaną kształceniu studentów. Było to z jednej strony naturalne, skoro przedmiotem badań uczynił właśnie dydaktykę, ale z drugiej strony należał do miłośników krajoznawstwa i turystyki, dzięki czemu można go było spotykać na górskich szlakach. 

            W Katedrze Pedagogiki mgr E. Kameduła prowadził ćwiczenia z dydaktyki oraz zajęcia z nowych technik nauczania dla studentów studium stacjonarnego i zaocznego pedagogiki, a później – już jako starszy asystent miał ćwiczenia z nowych technik nauczania oraz z teorii nauczania i dydaktyki szkoły wyższej. W tym też okresie – mgr E. Kameduła był członkiem PZPR, ZNP, Wydziałowej Komisji do spraw Aparatury, Wydziałowej Komisji do spraw Unowocześnienia Procesu Nauczania, Zarządu Klubu Pilotów Wycieczek Zagranicznych przy RO ZSP w Poznaniu. Nic dziwnego, że w wyniku zainteresowań i aktywności turystycznej kierował Pracownią Krajoznawstwa i Turystyki Szkolnej.

            W 1989 r. – jeszcze na Wydziale Nauk Społecznych UAM w Poznaniu – uzyskał stopień naukowy doktora habilitowanego na podstawie rozprawy pt. Środki dydaktyczne w strukturalizacji wiedzy uczniów. W okresie transformacji ustrojowej był dodatkowo zatrudniany w różnych wyższych szkołach niepublicznych. W jednej z nich, w Mazowieckiej Wyższej Szkole Humanistyczno-Pedagogicznej w Łowiczu kierował Katedrą Dydaktyki. Wówczas miałem okazję bliżej poznać Profesora, gdyż kierowałem zespołem Państwowej Komisji Akredytacyjnej do oceny jakości kształcenia na kierunku pedagogika. Należał w tym środowisku do nielicznych nauczycieli akademickich, którzy solidnie realizowali swoje zadania akademickie”. 
            Pan prof. Eugeniusz Kameduła – Poznański dydaktyk wypromował czterech doktorów nauk humanistycznych i społecznych w dyscyplinie pedagogika.

            Również OŚRODEK  PRZETWARZANIA  INFORMACJI  –  PAŃSTWOWY  INSTYTUT  BADAWCZY, zamieścił notatkę i śmierci Eugeniusza Kameduły. 

            A jego macierzysta uczelnia Uniwersytet im Adama Mickiewicza zamieściła na swojej stronie następujący nekrolog:

Z głębokim żalem przyjęliśmy wiadomość o śmierci 
w dniu 6 grudnia 2016 roku 
prof. UAM dr hab. 
Eugeniusza Kameduły
szanowanego naukowca i dydaktyka, 
wieloletniego zasłużonego pracownika
Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, 
Wychowawcę i Przyjaciela.
Rodzinie Pana Profesora 
składamy wyrazy serdecznego współczucia
Rektor i Senat
Dziekan i Rada Wydziału Studiów Edukacyjnych
Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu
            Msza św. Odprawiona została się w sobotę, 10 grudnia 2016 r. o godzinie 13.00
w Kościele pw. Narodzenia NMP w Imielnie koło Lednogóry. Na cmentarzu, przy tym kościele został pochowany Eugeniusz Kameduła, niedaleko swojego wymarzonego i ukochanego, ostatniego miejsca zamieszkania, wybranego wraz z żoną Joanną. Tak pieszczonego, hołubionego i ciągle rozbudowywanego domu, jak mówiono kiedyś „daczy”, w Wierzycy, w powiecie gnieźnieńskim.

Jeszcze jedna uwaga jaka się nasuwa podsumowując pogrzeb. Musiał zmarły być lubiany i szanowany, jeśli tak wielu ludzi poświęciło swój czas, aby tak daleko od Poznania zjawić się w kościele i na pogrzebie, aby oddać Mu pożegnalny pokłon. 

           

Geniu „kameruje” dziki Durmitor. (fot. R. Wojtkowiak)

Bardzo się ucieszyliśmy czytając te tak doniosłe, choć smutne informacje, ale chcielibyśmy przypomnieć jeszcze jedną działalność o której pada malutka wzmianka w wyżej wymienionych notkach. Bardzo skromna, choć nie w pełni oddająca sedna sprawy. Również jego wnuk, przemawiając nad trumną, do ogromnego tłumu przybyłych na pogrzeb ludzi wspominając w paru słowach z estymą swojego Dziadka, nie powiedział o jednej z Jego pasji, jaką były bardziej specjalistyczne „zabawy” z górami, niż tylko „spotkania na górskich szlakach”. A nie były to takie zwyczajne kontakty z górami, jakie mają tysiące ludzi, przyjeżdżających do Zakopanego, czy ci bardziej odważni, co to nawet wjadą kolejką na Kasprowy Wierch! Geniu Kameduła był bardziej zaawansowanym „górołazem”. On zgłębiał się w góry poprzez sporty, które obecnie nazywane są ekstremalnymi. A mianowicie był grotołazem i taternikiem. Wraz z Romanem pokonał kilka dróg wspinaczkowych w Tatrach. Wspinaliśmy się razem  na Kościelcu –na „100”, czy na Filarze Świnicy. Ze ściany Świnicy- drogi równoległej do Filaru, wycofaliśmy się, gdy podczas wspinaczki zauważyliśmy wypadek na zachodniej ścianie Kościelca, gdzie odpadł jeden z taterników i ściągali go ze ściany miedzy innymi uczestnicy Wspinaczkowego Kursu Doszkalającego Sekcji Grotołazów z Poznania, który prowadzili Antoni Gąsiorowski i Śp Wojciech Wróż, a której to uczestnikiem był między innymi Wojciech Piotrowski. Partnerem od drugiego końca liny był Bolek Karpina z którym robili słynną drogę na Triglavie w Alpach Julijskich. Bywał w polskich jaskiniach, jak i jugosłowiańskich. Teraz trzeba powiedzieć czarnogórskich – w Górach Durmitoru.

            To Eugeniusz Kameduła był Kierownikiem Organizacyjnym Wyprawy Sekcji Grotołazów z Poznania w Góry Dynarskie – „DURMITOR 67”. Kierownikiem Wyprawy był Alfred Rősler, ale całymi przygotowaniami, sprawami organizacyjnymi, łącznie z rozliczaniem finansowym, zwłaszcza dewizami, zajmował się Geniu. Fred już wtedy pracował, dość daleko od Poznania, w Sławie. Geniu też był już po studiach, ale ponieważ pracował w Poznaniu, no i na uczelni, więc było mu znacznie łatwiej latać z wszystkimi niezbędnymi papierami: do Rady Okręgowej Zrzeszenia Studentów Polskich, Biura Podróży Studenckiego „ALMATUR” – „organizatora wyprawy”???, a zwłaszcza na milicje po Kwestionariusze Paszportowe i z papierami.

Tak uśmiechać się potrafił tylko Eugeniusz Kameduła. (fot. J. Jędrysik)

            To u niego w „robocie”, jak się wtedy mówiło, czyli Katedrze Pedagogiki Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Zakładzie Nowych Technik Nauczanie odbywały się zebrania Sekcji Grotołazów a może i nazwanej Sekcją Taternictwa Jaskiniowego dość specyficznej bandy ludzi zakochanych w górach. Wreszcie mięliśmy swoją siedzibę, ponieważ poprzednie Zebrania odbywały się Klubie Studenckim „OD NOWA. U Kameduły w Zakładzie mieliśmy do dyspozycji rzutniki slajdów (dla młodych wyjaśnienie: w tamtych czasach „epoki kamienia łupanego socjalistyczną gospodarką” zdjęcia robiło się tylko czarno białe. Jak zdjęcie miało być kolorowe to robiło się tak zwane slajdy czyli zdjęcia na pozytywowych filmach kolorowych o wymiarze 35×16 mm, które specjalnym rzutnikiem wyświetlało się na ekranie). Całą tą najnowszą technikę dydaktyczną mięliśmy udostępnioną dzięki Panu mgr Eugeniuszowi Kamedule – asystentowi uniwersytetu AM. Miejsce gdzie odbywały się te spotkania też miało niebagatelne znaczenie. Mieściło się w Collegium Maius w Poznaniu w gmachu wzniesiony na działce przy ulicy Fredry, a więc w centrum Poznania. Łatwo się tam było dostać wszelkimi środkami komunikacji miejskiej. Bo kto wtedy myślał o samochodzie, że o jego posiadaniu nie wspomnę.

            Mało tego, że my mieliśmy dostęp do tych wszystkich najnowszych środków wizualnych, to jeszcze Geniu zabierał na wyprawy sprzęt do zapisywania dowodów naszej działalności. Czy to były aparaty fotograficzne, które stanowiły marzeniem nie do osiągnięcia, przy naszych „Smiena’ch” czy później „Zorka’ch”, że o kamerach filmowych nie napomkniemy.

            Wyprawa „DURMITOR 67” została przez poszczególnych członków udokumentowana na slajdach, ale Geniu zabrał na wyprawę dwie kamery i jej życie codzienne , a zwłaszcza osiągnięcia rejestrował na filmach 8 i 16 mm. Ten pierwszy był nawet kolorowy i nie wiem, czy nie było na nim ujęć z Kanionu Nevidio. Chwaliliśmy się nimi przy różnych mniej lub bardziej ważnych okazjach. Gdyż w owych czasach, gdy nikt nawet nie wiedział, że może być taka dziedzina sportu jak „kanioning”, II Przejście Kanionu Navidio, było dość znaczącym osiągnięciem. Niestety Film 8 mm zaginął. Roman Wojtkowiak w dobrej wierze, jak również w celach nagłośnienia tematu (teraz mówiono by: dla PR) zaniósł ten film do poznańskiej telewizji, gdyż Pan Redaktor Różański chciał na ten temat zrobić reportaż. Niestety Pan Redaktor Działu Sportowego TV Poznań film zagubił. Później twierdził, że nigdy takiego filmu nie dostał!!! No i został nam tylko ten na taśmie 16 mm, film czarno biały, do którego odtwarzania potrzebna jest specjalna aparatura.

Eugeniusz kameduła w całej swej krasie na ścianie krasu Gór Dynarskich (fot. R. Wojtko-wiak)

            Roman ma jeszcze zupełnie prywatne choć nie mniej istotne wspomnienia związane z Geniem. Oparte na wspólnie spędzanym czasie odpoczynku – zupełnej „laby”, choć przy okazji wiązało się to z gratyfikacją pieniężną. Geniu jako wykształcony pedagog, w okresach wakacyjnych organizował obozy wypoczynkowe dla młodzieży. Ja załapałem się na dwa obozy narciarskie, w okresie poświątecznym – wtedy wakacje dla młodzieży szkolnej trwały do „sześciu króli”, co ja gadam, co ja gadam, do Trzech Króli, gdzie brałem pieniądze za uczenie dzieciaków jazdy na nartach. Nie za bardzo z tego byłem zadowolony, bo w tym czasie trwały wyprawy do jaskiń tatrzańskich, więc w tych zabawach nie uczestniczyłem chyba, że z doskoku. A po drugie, co mnie najbardziej bolało, jako Pan Instruktor musiałem wstawać jako jeden z pierwszych, aby z uczestnikami, czyli młodzieżą brać udział w porannej gimnastyce. A przecież wcześniej na tą gimnastykę trzeba było ich obudzić i zagonić. No, ale pieniążki przeważyły. Tym bardziej, że w okresie studenckim nigdy nie ma ich zbyt dużo.

            Również nie załapałem się na wyprawę podczas której został odkryty Bandzioch. Byłem w tym czasie na obozie kajakowym wychowawcą-ratownikiem, gdzie spływaliśmy w rzeką Krutynią. Były to czasy, gdy rzadko kto jeszcze wiedział, że można w taki sposób spędzać wakacje. No i że jest taki szlak. A dla obecnych kajakowiczów jeszcze jedna uwaga, pływało się wtedy na drewnianych kajakach, Co do Genia, to bardzo odważny był pan asystent, że się na coś takiego ważył. Ale zorganizował również obóz dla młodzieży w Poznaniu i okolicy, aby pokazać im przepiękny Poznań a zwłaszcza nigdy przez młodzież nie odwiedzane kościoły czy muzea.

            Jeszcze jedno wspomnienie. Państwo Kamedułowie otrzymali mieszkanie (jak to z tym „otrzymaniem” mieszkania było i to zupełnie inna historia) na Osiedlu Pod Lipami a Roman był jeszcze studentem i nie myślał o żadnym zakładaniu stałego gniazda. Ale pomagał przeprowadzać się Geniowi ze stancji (gdzieś ulicy Cześnikowskiej) na NOWE MIESZKANIE. Woziliśmy książki, materiały a zwłaszcza zastawę stołową w torbach i plecakach tramwajami. Podczas jednej z podróży motorniczy gwałtownie zahamował i porcelana się porozbijała. Geniu poszedł do motorniczego z pretensjami, a później pojechał do Dyrekcji MPK i uzyskał odszkodowanie za zniszczone-potłuczone talerze i inne sprzęty porcelanowe. Pamiętam jak dziwiłem się, że Kameduły „wyprowadzają się prawie za Poznań”. Bo w tamtym okresie z okien ich mieszkania, za blokiem było widać szumiące zboża. A teraz okazuje się, że to miejsce, to  prawie środek Stołecznego Miasta Poznania.

            Później nieco nasze drogi się rozeszły. Każdy miał swoją rodzinę, prace i mnóstwo z tym związanych kłopotów, czy jeszcze wspanialszych przyjemności. Widywaliśmy się okazyjnie, mimo, że ciągle obiecywaliśmy, że przyjedziemy odwiedzić Państwa Kamedułów w ich posiadłości na wsi. No i jak zwykle, nie udało mi się spotkać na dłużej, aby powspominać piękne czasy i wspólnie spędzone chwile.